Narzekania

Nie jest żadną nowością, że Polscy uwielbiają narzekać. Dziś Polska jest podzielona w swoich narzekaniach, na dwie części: część zaśnieżoną i niezaśnieżoną. W części zaśnieżonej – ludzie narzekają na śnieg, zimno, problemy z komunikacją (o rany! śnieg w grudniu! w naszym kraju! niesamowite, niespotykane! przecież ja nie mam butów na taką pogodę!), itd, itd. W części niezaśnieżonej narzekają na chlapę, błoto, deszcz, szarugę – pogodę charakterystyczną dla późnego listopada, który de facto niedawno się skończył. Moknięcie i chodzenie po błocie nie należy do przyjemności, ale cóż zrobić. Żyjemy w kraju, w którym istnieją 4 pory roku. I tak w sumie tego moknięcia niewiele. Cały dzień spędzamy w ciepłych, dobrze oświetlonych pomieszczeniach – w pracy i w domu. Jeśli mało nam kolorów, możemy wybrać się na „spacer” do galerii. Do pracy zwykle jeździmy samochodami – nasz kontakt z pogodą na zewnątrz jest więc ograniczony do przejścia z domu do garażu i z parkingu do pracy. Jeśli nawet dojeżdżamy komunikacją miejską, jest ona na tyle rozbudowana i częsta, że również nie spędzamy na zewnątrz mega długiego czasu. Biorąc pod uwagę styl życia i grudnie sprzed 30, 40, 50 ….itd. lat, co w ujęciu historycznym jest bardzo krótkim okresem czasu, mamy teraz wręcz cudownie, ale za to narzekamy znacznie więcej na pogodę niż wtedy. Zdaje się, że dopadło nas straszne „wygodnictwo”…

Takie tam z ostatnich dni

No to Andrzejki już za nami. Była domówka, w miłym towarzystwie, więc udało się doskonale spędzić czas nie nadszarpując finansów przed grudniowymi wydatkami.

Do szaliczka, którego zdjęcie zamieściłam poniżej, dorobiłam czapkę, a teraz biorę się za ozdoby choinkowe, bo w zeszłym roku moja choinka nie była na tyle ozdobiona, na ile bym sobie życzyła. Miałam dokupić bombki, ale wpadłam na pomysł samodzielnego zrobienia „poduszeczkowych” ozdób. A jeśli nie wyjdą, to jeszcze będę miała czas coś zakupić.

Pojutrze Mikołajki. Muszę jeszcze trochę słodyczy dokupić do paczek i wszystko ładnie zapakować.

Co poza tym? Hmm… no nie wiem. Po staremu. Przydałoby się trochę śniegu, żeby przykrył szarość na dworze. Mrozik jest, więc miałby szanse ciut dłużej poleżeć. Dzieciaki by się ucieszyły…

Obiad

Ponieważ blog nadal nie jest ukierunkowany, więc dziś będzie coś kulinarnego. Co na obiad? Możliwości jest dużo. U mnie dziś będą bitki wołowe duszone w sosiku (mam to gdzieś, że sosy tuczą, ja je lubię), ziemniaczki i surówka z buraczków.Wszystko jest tak proste do zrobienia, że trudno tu podawać przepisy.

Słaby punkt w moim dzisiejszym zestawieniu obiadowym to ziemniaki. Kupiłam je ostatnio w Biedronce i to był wielki błąd. Moim zdaniem w ogóle nie powinny być dopuszczone do sprzedaży. Każdy ziemniak musiałam okroić o połowę, bo każdy miał pełno biało – szaro – sinych plam. Okropność. Nie ma jak nawozy, żeby obrzydzić ludziom jedzenie. Mam nadzieję, że to co z nich zostało po obkrojeniu będzie jakoś smakowało…

Fotki tym razem nie ma, bo wszystko jeszcze się robi 🙂

Moje dzieło

Na etapie zastanawiania się nad ukierunkowaniem bloga, myślałam m.in. o jakichś robótkach ręcznych, w których kiedyś byłam niezła. Kupiłam nawet włóczkę i zrobiłam na drutach szalik – tak na początek. Oto on. Ścieg: ryż.

Niestety okazało się, że mam za mało czasu na dzierganie, żebym zrobiła z tego przedmiot bloga. Nowe wpisy pojawiałyby się zbyt rzadko. Blog więc nadal pozostanie wielotematyczny.

Znowu to samo

Znowu to samo, jak co roku. Patrzę do kalendarza jak co dzień i nagle mnie olśniewa: połowa listopada, znaczy, że za dwa tygodnie Andrzejki a za półtora miesiąca Sylwester! Pewnie najlepsze knajpki już zajęte. Najlepsze znaczy optymalne jeśli chodzi o zabawę i cenę. Nie należę do ludzi, którzy z okazji kilkugodzinnej imprezy wydadzą na nią kwotę, za którą można by wyjechać gdzieś na tydzień (tu gwiazdka: nie dotyczy Sylwestra, bo wtedy ceny szybują w górę). Nie jest to wyrazem skąpstwa, ale zdrowego rozsądku. Po zsumowaniu wydatków na taką imprezkę dla dwóch osób i dodaniu do tego ceny ciuchów, i zapewne butów, torebki i fryzjera, bo jak się już zacznie wydawać, to jakoś tak kolejne kwoty z lżejszym sercem „uciekają”, wychodzi pokaźna suma.

Z doświadczenia też wynika, że przyjemnie zorganizowany czas mija bardzo szybko, więc po chwili budzimy się w pierwszy dzień nowego roku z lekkim bólem głowy, nóg i pustym portfelem. Poza tym chyba się starzeję. Od kilku lat straciłam zainteresowanie dużymi imprezami. Już mnie nie bawią tak jak kiedyś. Domówka, np. z grillem – ok, albo jakiś romantyczny wyjazd, ale bal… hmm… no nie wiem. Co innego jakaś potańcówka w gronie znajomych w małym lokalu, z dobrym żarciem…

Tyle, że jak już wspomniałam, miejsca w 3 takich fajnych knajpkach, są zwykle zarezerwowane od września. Kilka razy zdarzyło mi się też być na imprezce w rynku. Wtedy mi się nawet podobało, choć ktoś przypalił mi fajką kurtkę, więc może jednak coś innego. Zdaje się, że najlepiej po prostu obdzwonić znajomych i pospraszać, albo znaleźć jakiś miły pensjonat nad morzem albo nad jeziorem i wybrać się na wycieczkę… Czas skonsultować temat.

A przy okazji muszę przejrzeć moje imprezowe ciuchy i błyszczącą biżuterię. O ile zwykle nie przepadam za takimi ozdobami, o tyle w Sylwestra robię wyjątek 🙂 To wyjątkowy dzień.

Rozmowa

Wiem, wiem, blog miał być ukierunkowany. Ale póki co będę pisać co mi „głowa do palców przyniesie”, bo nadal nie mam koncepcji, to znaczy mam, ale jak zaczynam ją w myślach rozwijać, to zaraz pojawia się inny, równie ciekawy temat i pytanie: po co się ograniczać? Może powinnam otworzyć kilka blogów i po prostu podzielić moje myśli pomiędzy nie? No zobaczymy w przyszłości. No ale jak zwykle odbiegam od tematu i zaraz się okaże, że muszę zmienić tytuł, bo nie pasuje do treści. A miało być o rozmowie.

Bo nie wiem, czy wszyscy tak mają, ale moje dzieci uwielbiają się wcinać do rozmowy. Standardem jest, że wszelkie pytania, wątpliwości i problemy przychodzą im do głowy właśnie wtedy, gdy rozmawiam przez telefon, powodując konieczność „rozmawiania na dwa fronty” lub uspokajania maluchów – w zależności od tego z kim rozmawiam. Poza tym wcinają się również jak rozmawiamy z J. I nie to, że nie są uczeni, że to niegrzecznie. Są. I wykorzystują zdobytą wiedzę w praktyce, np. kiedy mówimy im co mają zrobić, a oni zaczynają snuć swoje filozofie, albo użalać się nad swoim nieszczęściem w postaci konieczności słuchania poleceń, kiedy już nie wytrzymujemy i im przerywamy mówiąc np. „Przestać tyle gadać, do lekcji” albo „Po prostu zrób to” albo „Każdy ma swoje obowiązki” to od razu jest larum: że przecież się nie przerywa, a oni biedni nie mogą w tym domu nic powiedzieć, nie mają głosu, itp. Nawet ostatnio. Rozmawialiśmy z J. na temat na pozór mało ciekawy dla dzieci jakim są lokale usługowe we Wrocławiu, no bo dopóki nie sprecyzuje się, że chodzi o lodziarnię, cukiernię czy pizzerię, to co takiego dzieciaka może to obchodzić. Ale gdzie tam, każdy temat jest dobry, wystarczy tylko złapać odpowiednie słówko, bo rozmowa zeszła na temat oferty jakiejś spółki z o.o. (już nie pamiętam nawet której) i jej pracownika. Jak Młody usłyszał tylko zoo, to od razu: „to koń”. Pytamy „co za koń?”, a on że przecież mówiliśmy o zoo 🙂 Na co J. że „nie koń tylko żyrafa”, a Młody pokazując, że wie o czym rozmawiamy i z pełną powagą: „ooooooooo, to wyższe stanowisko, dużo wyższe” 🙂 No i gadaj tu z takim… Mówią, że mądrość przychodzi z wiekiem, a tu proszę, potwierdzenie faktu, że to wiedza przychodzi z wiekiem, a mądrość to cecha wrodzona, którą ewentualnie można rozwinąć pod wpływem tej wiedzy, albo wprost przeciwnie, stracić. Tak czy inaczej – dzieci to sprytni rozmówcy i uważni słuchacze, nawet kiedy wydaje nam się, że zajmują się czymś innym i tak wiedzą co się dzieje, i o czym rozmawiamy.

Kierunek – może coś o szyciu i dzierganiu?

Tak się zastanawiam nad kierunkiem w jakim powinnam pójść pisząc tego bloga. Jeszcze wczoraj, zakładając go, uznałam że będę pisać o tym co mi się w życiu przydarza… Ale mój niewyparzony język poinformował dziś z dumą trzy „fąfele”, o tym doniosłym fakcie, a te stwierdziły, że owszem zdarza im się czytać blogi, ale zawsze takie „ukierunkowane”, tzn. jak szukają jakichś przepisów to przeglądają blogi kulinarne, jak mają zagwózdkę prawną – to blogi prawne, jak szukają miejsca, w które by można było pojechać – odwiedzają blogi turystyczne, jak chcą podziergać – szukają na blogach poświęconych rękodziełom, szydełkowaniu, robieniu na drutach czy szyciu, itd, itd. Wszystkie stwierdziły, że nie interesuje ich życie innych, a przynajmniej zwykłych szaraczków. A o tak zwanych gwiazdach, gwiazdeczkach i meteorytach (upadłych gwiazdach) czytają na plotkarskich portalach i to im wystarcza. Postanowiłam więc ukierunkować mojego bloga. Ale tak się zastanawiam: jak? Mąż twierdzi, że jestem niezła w gotowaniu. Mogłabym prowadzić bloga kulinarnego. Tyle tylko, że takich blogów jest mnóstwo, a moje dania co prawda są smaczne, ale nie jestem pewna czy aż tak, żeby opisywać je w necie, wstawiać fotki, itd. Poza tym zawsze składniki i przyprawy dodaję „na oko”, więc jak tu podać dokładne ilości? Myślałam również o stronie turystycznej, trochę się w życiu napodróżowało, ale to temat dobry na wakacje, a o czym pisać przez cały rok, kiedy nie ma czasu na wojaże? Ok, są jeszcze wycieczki w najbliższe okolice, ale nie na tyle dużo, żeby zrobić z tego coś pasjonującego… Coraz bardziej zastanawiam się nad blogiem o szyciu i dzierganiu. Kiedyś byłam w tym naprawdę dobra, choć od 10 lat nie miałam szydełka i drutów w ręku. Sporo też wody upłynęło od czasu, kiedy coś szyłam. Ale pomysłów mam całą głowę. Tylko czy czasu starczy? Zapewne można powiedzieć, że należałoby się zastanowić najpierw, a później zabierać się do roboty, czyli pisania bloga, ale która kobieta tak postępuje… zwłaszcza w zajęciach poza pracą 🙂 Pomyślę jeszcze i coś wymyślę, nie wiem jeszcze co to będzie, ale na pewno coś wymyślę. Zdaje się, że muszę wziąć jeszcze pod uwagę ilość blogów danego rodzaju, żebym nie musiała inwestować w pozycjonowanie stron, a mimo tego, żeby można było mojego bloga znaleźć. To dodatkowy argument za tym, żeby nie był to blog kulinarny, bo jest ich mnóstwo. Poza tym „najsmaczniejsze” są te z pięknymi zdjęciami, a ja nie jestem pewna czy potrafię takie zrobić i – zapewne – przerobić w jakimś programie graficznym. Bo do najsmaczniejszej potrawy można zniechęcić brzydkim zdjęciem.

Hmmmm…..

Witam

Słyszałam dużo dobrego o blogach prowadzonych na bloxie, więc tutaj zakładam mojego „przemyśleniowego” bloga. Co prawda prowadziłam kiedyś innego, w innej blogowni, ale zabrakło czasu i zapału, no i hasełka gdzieś poginęły… co tu dużo gadać, zaczynam blogową przygodę od początku i mam nadzieję, że tym razem pójdzie lepiej.

PS. Edytor treści zdecydowanie mi się podoba 🙂