Zła tendencja

Zauważyłam u nas ostatnio fatalną tendencję żywieniową. W sumie spowodował ją brak czasu na porządne gotowanie, które praktykuję już tylko w weekendy. W tygodniu ma być przede wszystkim szybko, bo jak już wszyscy dotrą do domu, to głód doskwiera. Kiedyś robiłam w wolnym czasie większą ilość pierogów, klusek czy krokietów i mroziłam. Ostatnio idę na łatwiznę, kupuję wszystko gotowe. Kiedyś obierałam do zupy warzywa, dziś kupuję mieszanki. Tragedia. I mniej zdrowo i drożej. Chyba muszę się zebrać w sobie i wrócić do dawnych zwyczajów. Najwyżej zrzucę na rodzinę sobotnie sprzątanie. Niech się uczą, a że nie będzie tak dokładnie, to cóż, coś za coś, im też się przyda i trochę ruchu i trochę obowiązków; a sama w tym czasie będę przygotowywać potrawy na następny tydzień do zamrożenia albo szybkiego zrobienia. No i trzeba będzie zrezygnować z mięs, które wymagają długiego duszenia na rzecz np schaboszczaków i filetów z kurczaka. Muszę sobie wszystko rozpisać.

Na szczęście dobra tendencja panuje w pogodzie. Jest cieplutko, ale nie upalnie; jak wieczorem wywieszę pranie, to następnego dnia jest suchutkie i pachnące. Poprałam już i schowałam zimowe ciuchy. Oby tak dalej 🙂